niedziela, 10 sierpnia 2014

Czy warto iść do kina na nowe Żółwie Ninja?



Bardziej infantylnego i oczywistego tytułu nie umiałem wymyślić. Ale właśnie odpowiedzi na to pytanie oczekujecie.


Uwielbiam pierwszy pełnometrażowy film z Żółwiami (1990). Trochę przez sentyment, ale głównie przez to, że był naprawdę udanym obrazem. Odrobinę mrocznym, co kłóciło się z kreskówką, ale nadawało filmowi odpowiedni klimat. Klimat, od którego odeszła dwójka. Ale Tajemnicę Szlamu również lubię. O trójce chcę zapomnieć. A co z najnowszą odsłoną?

Jest daleko za jedynką, gdzieś w okolicach dwójki, zdecydowanie przed trójką (bo nie da się gorzej). Ale czy warto iść na niego do kina? Jeszcze chwila.

Megan Fox. Od jej gry aktorskiej niczego nie wymagam, ma tylko ładnie wyglądać. No i wygląda ładnie, ale chodzi w deklach pod szyję, długich spodniach i wygląda jak szara myszka. Jestem na nie.


Logo Nickelodeon na początku filmu w pewnym sensie definiuje całość. Pooglądajcie z dzieckiem bajki na tym kanale, a zrozumiecie o co mi chodzi. Jestem na nie.

Animacja. Są momenty, kiedy żółwie wyglądają fajnie, są momenty, kiedy zabrakło tekstur i polygonów. Bardzo nierówno. Mieszane uczucia. Jest 2014 rok, szkoda, że animatorzy o tym zapomnieli. Niby jest trochę Majkiela Beja, ale po tym, co widziałem w Pacific Rim, Godzilli i ostatnich Transformerach było raczej biednie.

Projekt bohaterów. Każdy z Żółwi jest inny, również w kwestii wizualnej. Bardzo na plus, szczególnie że poprzednie filmy przedstawiały czworaczki. Shredder do domu. Ten typ to jakiś smutny żart. Splinter również.


Niestety Wojownicze Żółwie Ninja (2014) są chaotyczne. Nie wiem po co walczą, nie wiem tak naprawdę z kim walczą. Minimalne przebłyski pomysłu widać kiedy bohaterowie współpracują, ale to kropla w morzu potrzeb. Najgorsze jest niestety to, że nie umiałem się w tym filmie odnaleźć. Nie czułem, że w niego „wszedłem”, oglądałem stojąc gdzieś obok nie mogąc uwierzyć w to, co dzieje się na ekranie. Film nie przekonuje, jestem na nie.

Generalnie czasu spędzonego w kinie nie żałuję. Z dwóch powodów. Żółwie to Żółwie i cieszę się, że mogłem je znów zobaczyć w pełnometrażowym filmie. Podobał mi się humor, kilka razy śmiałem się do rozpuku - choć pamiętajcie, że mnie bawią najprostsze żarty. 

Ten film UJDZIE. Tyle i aż tyle. Jeśli pieczołowicie wybieracie filmy oglądane w kinie i szkoda Wam czasu/kasy na średnie i średnio-słabe produkcje, omijajcie nowe Żółwie szerokim łukiem. Jeśli kochacie Żółwie (jak chociażby ja), obejrzyjcie, bo niby na co macie czekać? Jeśli (podobnie jak ja) nie podniecaliście się Strażnikami Galaktyki, a trafiło Wam się okienko na kino, Żółwie będą dobrym wyborem, tak jak każdy inny w aktualnym rozkładzie jazdy Cinema City. Chociaż tu określenia „dobry wybór” i „zły wybór” uznałbym za to samo.

Powinienem pewnie napisać, że się rozczarowałem. Ale trudno się rozczarować nie mając oczekiwań. Ot po prostu film, który wypadało obejrzeć.


2 Demona na 5.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz